Nie burmusz się, chrześcijaninie!

Rok 2022.
Dzieją się między nami rzeczy, które jeszcze tak niedawno były nie do pomyślenia dla wielu z nas. Dziesiątki lat temu, gdy przewidywano co stanie się w kolejnych dziesięcioleciach, snuto kosmiczne wyobrażenia dotyczące daleko zaawansowanej technologii, a co za tym idzie, rozwoju każdej innej dziedziny życia. Pamiętam, gdy podczas studiów przygotowując się do pisania pracy magisterskiej, miałam przyjemność natknąć się na kilka pozycji z lat 70-tych, 80-tych, w których to wizja kolorowej przyszłości namalowana na początku XX wieku, traciła już nieco swoje barwy. Zaczęto zastanawiać się nad konsekwencjami. Dziś, kilka dziesiątek lat później już nie musimy się nad nimi zastanawiać. Możemy je obserwować i ewentualnie przewidywać jak daleko jeszcze posunięte zostaną granice humanizmu, wolności, eksperymentów naukowych i tolerancji.

To wszystko co dzieje się w naszym kraju i na świecie wpływa na coraz bardziej widoczną polaryzację społeczeństwa, czego chyba nie muszę nikomu udowadniać. Spójrzmy jednak na kwestie wiary i duchowości. Mało kto już mówi, że nie ma zdania w tym temacie. Całe grupy ludzi doszły do wniosku (nie chcę nawet teraz rozwijać faktu jak uproszczonego i nieco bezmyślnego), że skoro „na Ziemi jest tyle zła, to Bóg nie istnieje, bo przecież by do tego nie dopuścił”. Ludzie więc chętnie nazywają się ateistami, agnostykami lub po prostu szukają innych dróg do duchowego spełnienia. Zdania ludzi są jednak odważniej, częściej i głośniej wyrażane, z racji, iż wiele tematów przestało być tabu, co ma swoje dobre i złe strony.

Ochoczo publikujemy wersety na Facebooku, nagrania z kazań, utwory chrześcijańskie i super, sama to robię, bo nie wstydzę się swojej wiary. Szczycę się nią i nigdy nie miałam żadnego problemu do przyznania się do Boga, w jakiejkolwiek formie, czy to w przestrzeni internetowej czy realnej.

Myślę, że zdecydowana większość z nas, chrześcijan, najwięcej znajomych chrześcijan spotyka… w niedzielę w kościele (+ ewentualnie podczas innych spotkań w zborze). Te dwie, trzy godziny, które spędzamy wśród naszych Braci i Sióstr powinny być czasem wyjątkowym. Zgadzacie się? Mamy okazję spotkać się wspólnie, by uwielbiać Boga, stanąć razem w modlitwie, posłuchać kazania, potem o nim przy kawie porozmawiać. Mamy też okazję spotkać się ze sobą, by budować ze sobą relacje. Codziennie chodzimy do pracy, do szkoły, na uczelnię i na prawdę wątpię, byście mieli taki zaszczyt jaki macie w kościele.
Z taką łatwością przychodzi nam kliknięcie „udostępnij” czy zalajkowanie jakiegoś chrześcijańskiego posta na FB, niestety z równą łatwością nie przychodzi nam często… bycie ze sobą. Bycie ze sobą w miłości, braterstwie, uśmiechu, zachęcie, uprzejmym przywitaniu, trosce, rozmowie. Apeluję DO SIEBIE i do nas wszystkich, kochani, mamy nie być bezobjawowi nie tylko w świecie, ale i w swojej społeczności. Naprawdę wiem, że każdy kościół jest inny i w każdym są problemy i to są najczęściej problemy wynikające z ludzkiej niemożności w dogadaniu się, ale na miłość Boską, tu chodzi o kilka godzin wzajemnego kontaktu! Gdzie mamy się zachęcać, wspierać, troszczyć o siebie? Od kogo mamy tego wymagać? Czy wspólnota chrześcijańska do której należymy to nie jest przypadkiem najlepsze i najwłaściwsze miejsce gdzie można takie oczekiwania mieć i samemu je spełniać?
Naburmuszeni, obrażeni, skłóceni, bierni chrześcijanie to bolesny strzał w policzek. Jesteśmy różni, ja wiem, niektórzy introwertyczni, inni mają gorszy czas, jeszcze inni cierpią na depresję. Nie chodzi mi o to, by każdy teraz wokół siebie skakał, całował się, rzucał się wszystkim na szyję i każdego obecnego członka zboru pytał co się dzieje w jego życiu.
Myślę jednak, że wiecie o co mi chodzi. Bądźmy bardziej ludzcy, miejmy w sobie więcej życia, werwy, Bożego namaszczenia, radości, uśmiechu, postawy zachęty.
Wyglądający na sfrustrowanego chrześcijanin, który przyjdzie na nabożeństwo, ponuci smętnie kilka pieśni, przesiedzi znudzony podczas kazania, a po zakończeniu bierze ekipę i otwiera sympozjum plotkarskie BURZY społeczność chrześcijańską.

Chcę prosić Boga o mądrość w kontaktach z innymi chrześcijanami.
Chcę być zachętą dla innych.
Chcę być radosna i uśmiechnięta.
Chcę miło witać się z napotkanymi osobami.
Chcę pomagać, gdy potrafię to zrobić.
Chcę rozmawiać, by pogłębić relacje.
Chcę pytać z ciekawością co słychać u mojej zborowej rodziny.
Chcę przerywać „błazeńską mowę” i niepotrzebne plotki, jeśli się pojawiają.

Jeśli przeżywasz w swoim sercu walkę duchową, cierpisz na depresję, masz poważne problemy i to stoi na przeszkodzie, by chcieć robić powyższe rzeczy, chyba wiesz do kogo możesz się z tym zwrócić – raz, do Boga, dwa – do tychże ludzi właśnie! Miejmy w sobie wsparcie modlitewne.
A jeśli nie przechodzisz przez żaden trudny okres w swoim życiu, to jaki masz argument na to, by przychodzić i lamentować albo obnażać swoje, z niewiadomego źródła, negatywne nastawienie?
Na prawdę chcesz przeznaczać czas i energię na nakręcanie negatywnych emocji, zazdrość, ocenianie i na prawdę chcesz przelewać tę frustrację na innych, nawet jeśli to miałoby być „tylko” w formie niewerbalnej?

To jest post skierowany do mnie samej i do was, ku zachęceniu, chociaż może napisanym konkretnym językiem. Wyjdzie nam wszystkim na dobre, jeśli będziemy dbać o nasze relacje z chrześcijanami. A jeśli nie potrafimy tego zrobić podczas trzygodzinnego zgromadzenia, co jest z nami nie tak?

Z Bogiem, ludziska. Kochajmy się 🙂

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: