Bycie dobrym człowiekiem. Ach, jak ja kocham to sformułowanie. Przez pięć lat, prawie codziennie, uczyłam się filozofii, co drugi filozof miał inną koncepcję „dobra”, według niektórych myślicieli dobra w ogóle nie ma co analizować, bo go nie ma, a ktoś mi tu wyskakuje z tekstem, że on jest dobrym człowiekiem. No to ja zawsze, ale to zawsze, pytam: czyli właściwie o co chodzi, jakim człowiekiem jesteś? No i odpowiedź taka no.. wiecie. Taka, że na początku, to się troszkę denerwowałam, nawet rozmówcy niegrzecznie przerywałam, następnie drążyliśmy temat uskuteczniając amatorskie filozoficzne pitu pitu, aż się w końcu ostatecznie zmęczyliśmy i szliśmy skonsumować jakiś obiad, bo człowiek głodny i zmęczony to taki bardziej do agresji skłonny. Z czasem uczyłam się bardziej pokornej reakcji na te „staram się być dobrym człowiekiem”, obecnie zaś to trochę mi się ziewa jak to słyszę. Jak ktoś mi zaczyna opowiadać co to bycie dobrym człowiekiem znaczy to w sumie tak instynktownie zaczynam szukać jakiegoś miejsca do ucięcia sobie drzemki.
No, bo to wygląda tak: „Bycie dobrym człowiekiem to znaczy, że nie zabiłam (jeszcze) żadnego człowieka. Muchy też bym nie zabiła. Muchę to w ogóle tak trochę trudno zabić. Pszczołę? No pszczołę zabiłam… ale to w obronie własnej. Nie kradnę. Czasem z hotelu wezmę miniaturkę szamponu do włosów, ale to chyba nie kradzież. Jestem miła dla ludzi. Najczęściej. Oko za oko nie stosuję, bo trochę szkoda by mi było tego oka, to nie fikam. Pomagam. Ostatnio wpłaciłam 15 zł na zbiórkę dla chorego dziecka. Nooo i co tam jeszcze, śmieci segreguję. Dziadkom w autobusie miejsca ustępuję. Do kościoła w niedzielę chodzę, jeśli już o te swoje religie pytasz. Spowiedź raz w roku, bo jak widzisz, aż tyle nie grzeszę”.
Mamy te swoje własne koncepcje dobra i ok – mamy prawo. Dopóki temat sensu naszego żywota i temat życia po śmierci gucio nas interesują, to te autorskie idee dobra opierające się na pomaganiu babciom w Biedronce w ściągnięciu pomidorów w puszcze z górnej półki, są jakoś tam zasadne. Jeśli jednak doszukujemy się w naszym życiu głębszego sensu i dopuszczamy do siebie możliwość istnienia Boga, warto się zastanowić nad jakimś systemem wartości. To znaczy, zachęcam by bez względu na wszystko, jednak zastanowić się nad jakimś systemem wartości. Może zaskoczę, może nie, ale nasze „bycie dobrym człowiekiem” na takowym systemie wartości się zasadza. To może mało modne w cywilizacji XXI wieku podejście, starożytni filozofowie za to na pewno byliby ze mnie bardzo dumni. Mi to wystarcza.
I to nawet nie chodzi o to, że system wartości musi wynikać z naszego duchowego stanu czy religii, którą wyznajemy. Mamy XXI wiek i milion koncepcji jak żyć, na każdym kroku ktoś nam daje rady odnośnie tego czym powinniśmy się w życiu kierować. Naszą nadrzędną wartością może być konkretna idea polityczna, może być ekologia, minimalizm, filozofia, hedonizm, i im głębiej w nie wchodzimy, tym bardziej widoczne robią się one w naszym życiu. Wpływają one na nasze wybory i na naszą moralność. Albo jej brak. Moralność jednak też jest pojęciem płynnym i obiektywnie (najczęściej z punktu widzenia osoby niewierzącej) ciężkim do zdefiniowania w jeden sposób. Bo co? Bo system wartości, znowuż.
Co mówi Biblia? Biblia mówi, że Bóg stworzył świat. Biblia mówi, że na świat wkroczył grzech. Mówi, że Bóg posłał Jezusa, swego Syna, by zbawił ten świat. Każdy z nas jest skazany na śmierć przez grzech, ale Dobrą Nowiną jest to, że gdy przyjmiemy szczerze Jezusa do naszego życia, jesteśmy uratowani. Także taaak. O byciu dobrym człowiekiem, jakby nic nie piszą. I uwaga, moment. Nie chodzi o to, by nie być dobrym! Bo o byciu dobrym piszą wiele, ale w innych miejscach. Dobrym w rozumieniu: pełni miłości, szacunku, przyjaźni, pomocy, zrozumienia i poświęcenia. To są jednak uczynki. Sprawiają uśmiech na twarzy innych, twojej i Boga na pewno też, będziemy z nich rozliczani, ale biletu do Nieba same w sobie nie dają. Dobro to dużo, naprawdę. Ale nie wystarczająco dużo! Bycie dobrym człowiekiem, ilekolwiek byś tam sobie tych dobroci nie wymienił, to jest wciąż za mało. Może ciężko nam to zrozumieć, bo patrzymy na to przez pryzmat takich pojęć jak sprawiedliwość, prawo czy kara. Bóg też zna te pojęcia, ale z racji Jego nieskończonej miłości, znaczą one co innego niż u nas na Ziemi. Bóg jest sprawiedliwy, Bóg jest też pełen łaski. Niektórzy nie mogą lub nie chcą zrozumieć, że Bóg jest w stanie odpuścić największe grzechy człowiekowi, jeśli odda on mu swoje życie. Bóg może „wpuścić” do Nieba największych złoczyńców świata, jeśli się nawrócą. Poznałam ludzi, którzy reagują dużym buntem na te słowa. Biblijna prawda jest jednak taka, że grzechy nie mają hierarchii. „Gdyż wszyscy zgrzeszyli i brak im chwały Bożej” (List do Rzymian 3:23). Każdy jest na straconej pozycji, dopóki nie poświęci życia Bogu, bez względu na „rangę” popełnionych przez nas złych czynów. Na końcu zawsze zostajesz ty i twoje serce, które znasz ty i, które zna Bóg i to lepiej od ciebie samego.
Chcę jednak podkreślić wagę uczynków. To nie tak, że wystarczy sama wiara. Jezus, w Ewangelii Mateusza 5:16, mówi do swoich uczniów: „Tak niechaj świeci wasza światłość przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie”. Mądrze pisze też Jakub: „Bo jak ciało bez ducha jest martwe, tak i wiara bez uczynków jest martwa” (List Jakuba 2:26). I kilka wersów dalej: „Czy jest między wami ktoś mądry i rozumny? Niech to pokaże przez dobre postępowanie uczynkami swymi, nacechowanymi łagodnością i mądrością” (List Jakuba 3:13).
Pamiętajmy zatem, że żadne nasze uczynki nie wystarczą nam, by wejść do Królestwa Bożego. To dzięki łasce jesteśmy zbawieni. Bez uczynków jednak nasza wiara jest nic nie warta. Po czym bowiem ludzie mają poznać, że nasze serca i umysły są przemienione przez Boga?
Jeśli poruszył cię ten krótki wpis, daj mi znać i podziękuj Bogu. Jeśli potrzebujesz rozmowy, jestem do twojej dyspozycji. Zasubskrybuj, jeśli jesteś ciekawy dalszych treści. Błogosławię was w imieniu Jezusa.
Dodaj komentarz